WYCIECZKA JAKO PODSUMOWANIE KOLEJNEGO ETAPU W ŻYCIU

Trudno się nie zgodzić ze stwierdzeniem, że człowiek to istota społeczna. Przynależność do grupy daje nam poczucie bezpieczeństwa i kształtuje naszą tożsamość. Co więcej, życie w społeczeństwie pozwala nam poznać normy i reguły, które musimy uszanować i przestrzegać, aby uznano nas za obytych, dobrze ułożonych. Taki stan rzeczy dotyczy wszystkich, niezależnie od tego, czy jesteśmy takiej czy innej rasy, zdrowi czy chorzy, sprawni czy niepełnosprawni. Każdy ma prawo do życia wśród ludzi. Odcinanie się od świata nie czyni nas bezpiecznymi. Wręcz przeciwnie: robi nam wielką krzywdę.

30 lat temu sytuacja osób o specjalnych potrzebach w naszym kraju była zupełnie inna niż dzisiaj. Rodzice dzieci niepełnosprawnych izolowali się w domach, gdyż takie rozwiązanie wydawało im się najbezpieczniejsze. Trudno się temu dziwić, bo w tamtych czasach ludzi przerażała inność, toteż na widok dziecka, które inaczej wygląda lub zachowuje się w nietypowy sposób reagowali nieadekwatnie. W momencie, kiedy powstało nasze Stowarzyszenie, sytuacja się zmieniła. Rodzice zaczęli nabierać odwagi i pewności siebie.

Moja przygoda z naszym Stowarzyszeniem trwa już odkąd poszłam do przedszkola. Przez te wszystkie lata Stowarzyszenie dorastało wraz ze mną, przezywało moje radości i smutki, a teraz, co zrozumiałe, starzeje się razem ze mną. Można wręcz przyznać bez żadnej przesady, że wychowałam się w nim. Nic więc dziwnego, że tak bardzo się ze sobą zżyliśmy.

Często bywa tak, ze gdy nadchodzi koniec jakiegoś ważnego etapu w naszym życiu, boimy się tego, co nas czeka w następnym. Nieważne, czy jest to wkroczenie w dorosłość, ukończenie studiów czy cokolwiek innego. Każdej zmianie towarzyszy lęk przed nieznanym. To naturalna reakcja każdego z nas ze szczególnym uwzględnieniem osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów. Gdy nadchodzi taki moment, wsparcie ze strony najbliższego otoczenia nabiera kluczowego znaczenia, co mogę potwierdzić na własnym przykładzie.

Bardzo ważnym etapem w moim życiu, a zarazem w historii naszego Stowarzyszenia był moment, kiedy wkraczałam w dorosłość. Perspektywa osiągnięcia pełnoletności przerażała mnie. Dorosłe życie niezbyt dobrze mi się kojarzyło. Wszystko się zmieniło, gdy pojechaliśmy do Białki Tatrzańskiej, by świętować moje osiemnaste urodziny. Szczere życzenia i prezenty od wspaniałych ludzi, niezapomniane chwile i wizyta w Sanktuarium Matki Boskiej Jasnogórskiej na Bachledówce, gdzie wzruszenie ściskało mnie za gardło i doznałam bliskiej obecności Boga sprawiły, że zmieniłam swoje nastawienie i zaczęłam postrzegać dorosłe życie w jaśniejszych barwach. Zrozumiałam, że dorosłość nie musi oznaczać tego, czego się obawiałam.

Tegoroczny wyjazd do Zakopanego miał dla nas charakter szczególny, ponieważ nasze Stowarzyszenie obchodzi 30 lat istnienia, co zbiegło się z ukończeniem przeze mnie studiów. Podobnie jak w przypadku wkraczania w dorosłość, lęk przed nieznanym towarzyszył mi również tym razem. Przez pięć lat bardzo zżyłam się ze społecznością akademicką, a osiągane sukcesy dawały satysfakcję, co skłoniło mnie do tego, by podjąć jeszcze jeden kierunek studiów. Niestety pojawiły się komplikacje, które zmusiły mnie do rezygnacji z tego planu. Wskutek tego byłam bardzo smutna i nie potrafiłam w pełni cieszyć się zasłużonymi wakacjami. Gdy nadszedł 18 września, a wraz z nim wyjazd do Zakopanego, sytuacja uległa zmianie. Znów doznałam wiele życzliwości od przyjaciół ze Stowarzyszenia, którzy nigdy nie szczędzili mi pomocy w trudnych chwilach. Tym razem, podobnie jak sześć lat temu, gdy świętowaliśmy moje osiemnaste urodziny, również pojechaliśmy do Sanktuarium na Bachledówce, gdzie Pan Bóg znów przypomniał mi o swojej obecności, czego przejawem był przepełniający mnie wyjątkowy spokój, co w połączeniu z niezapomnianymi beztroskimi chwilami na termach, w Muzeum Iluzji i na Gubałówce sprawiło, iż po powrocie z wycieczki nabrałam pewności, że wszystko się ułoży. Dziś każdy dzień traktuję jak wielką przygodę, bo wiem, że na każdym kroku czeka jakaś miła niespodzianka. Nie da się zaprzeczyć, że gdyby nie wsparcie mamy i przyjaciół ze Stowarzyszenia, zwątpiłabym w siebie i nabrałabym przekonania, że nie ma dla mnie żadnej nadziei, a dziś, zamiast czerpać radość z każdego dnia, nadal rozpaczałabym z powodu niezrealizowanych planów.

Przedstawiona historia dowodzi, iż podróże nie tylko kształcą, ale również pomagają zmienić nasze nastawienie do pewnych spraw, a nawet mogą stanowić podsumowanie poszczególnych etapów naszego życia. Nawet wycieczka w miejsce, w którym było się wielokrotnie potrafi zdziałać cuda, zwłaszcza jeśli odbywa się ją z ludźmi, którzy nas wspierają. Jestem przekonana, że przede mną jeszcze wiele dróg do przebycia, a wierni przyjaciele ze Stowarzyszenia będą mi dzielnie towarzyszyć.

                                                                             Marlena Paściak