Historia Danusi
Moja córeczka urodziła się 14 września 1986r. Do dziś pamiętam, była to sobota godz. 11.30. Po urodzeniu widziałam ją tylko przez moment. Położna powiedziała mi, że jest duża i waży 4,15kg. W tamtych latach nie zostawiano dziecka z matką. W niedzielę był tylko lekarz dyżurny, więc pozostało mi tylko oczekiwać na poniedziałek, kiedy to wyjdę z moim dzieckiem do domu. W poniedziałek rano, przed wizytą lekarską przyszedł do mnie ordynator z pediatrą z noworodków i powiedział mi, że moje dziecko jest chore, że będzie do końca życia chore umysłowo. Ordynator mówił „straszne to nieszczęście, straszne”. Coś jeszcze mówili, ale ja już nie słuchałam. Czułam, że jest to jakiś zły sen,
z którego za chwilę się obudzę. Wszystko to działo się, jakby obok mnie. Nie pamiętam jak znalazłam się w domu. Ale to nie był koniec złych wieści. Po 6-ciu miesiącach okazało się, że nasze dziecko nie widzi. Długie wizyty u lekarzy i nie kończące się badania wykazały, że jest to zaćma wrodzona. W wieku 18 miesięcy w CZD przeprowadzono operację. Nasza córeczka odzyskała wzrok, ale nie mieliśmy z nią żadnego kontaktu.
I wtedy w 1992 roku powstało w Gminie Trzebownisko Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom
I Młodzieży Sprawnej Inaczej. Był grudzień 1992roku. Po raz pierwszy zaproszono nas do Szkoły Podstawowej w Trzebownisku, na imprezę mikołajkową. Ja nie zdecydowałam się pójść. Nie wiem co mną kierowało. Może lęk, że ktoś będzie litował się nade mną i moim dzieckiem. Mój mąż był odważniejszy. Zabrał córkę i pojechał na imprezę. Wrócił zadowolony i zaczął opowiadać mi, że jest ktoś kto chce pomagać dzieciom niepełnosprawnym w Gminie Trzebownisko. Po jakimś czasie do naszego domu przyszła Pani Beata – logopeda zatrudniona przez Stowarzyszenie. Zaczęła pracę z naszą córeczką, nowoczesnymi metodami. W międzyczasie na chorobę nowotworową zmarł mój mąż. Bardzo kochał naszą córkę i było mu ciężko, że nie może z nią porozmawiać. I oto pewnego dnia moja córka przemówiła. Nie tak jak inne dzieci, ale przez pokazywanie literek na alfabecie. I wtedy okazało się, że przez prawie 10 lat, uczestniczyła świadomie
w naszym życiu. Że nie jest chora umysłowo, a nawet intelektualnie. Opowiedziała nam
o wszystkim, co przeżywała. Zasób słów jakich używała, był znacznie większy od mojego. Miała swoje przemyślenia, uwagi. Do nauki włączyła się Szkoła Podstawowa w Łące, kierując nauczyciela na nauczanie indywidualne. Najbardziej smutno było mi, że mój mąż tego nie dożył. I wtedy postanowiliśmy w Stowarzyszeniu, że przygotujemy Ją do pierwszej komunii św. Ksiądz Proboszcz naszej parafii nie widział przeszkód. Ponieważ moja córka ma ograniczone możliwości ruchowe, postanowiłam że strój będzie się składał z białych spodni i tuniki. I wtedy moje dziecko napisało na komputerze, że ona chce mieć sukienkę jak inne dzieci. Pierwsza Komunia była świętem nie tylko rodzinnym, ale wszystkich dzieci i rodziców w Stowarzyszeniu. Na mszę przybyły dzieci ze Szkoły Podstawowej w Łące
z Dyrektorem Szkoły, władze gminy oraz mieszkańcy Łąki. Chyba pierwszy raz w dziejach Kościoła w Łące, dziecko składało przysięgę, pokazując literki na alfabecie. Wzruszenia nie krył Proboszcz Parafii w Łące i wszyscy zebrani. Był to jeden z najszczęśliwszych dni w moim i myślę, że mojego dziecka, w życiu. Na imprezie pięknie grał zespół osób niepełnosprawnych „Bąbelki”. I znów moje myśli skierowałam do mojego nieżyjącego męża. Byłam przekonana, że z całych sił pomaga mi tam z „Góry”. Dziś moja córka ma już 24 lata, od kilku lat jest całkowicie niewidoma. Ale pamięta układ literek alfabetu, więc często rozmawiamy. Ma bardzo ograniczone możliwości ruchowe. Na co dzień uczęszcza na zajęcia do Gminnego Centrum Dziennej Aktywności, prowadzonego od ponad 10 lat przez Stowarzyszenie. Bardzo lubi tam przebywać. Mieszkamy same, ponieważ starsze dzieci założyły już własne rodziny. Dziś wiem, że opieka i przebywanie z dzieckiem niepełnosprawnym, to nie tylko obowiązki, ale też nauka życia, cierpliwości i pokory. Ale zarazem wiele szczęśliwych chwil. Dziś nie rozpatruję tego w kategoriach „strasznego nieszczęścia” jak to wtedy powiedział ordynator. Nie wyobrażam sobie, że nie przeżyłam tych cudownych chwil z moim dzieckiem. Ileż wartości, nie danych rodzicom zdrowych dzieci, wniosło Ono w moje życie. I na zakończenie chciałam powiedzieć, że byłoby mi trudno, gdyby nie nasze Stowarzyszenie. Po prawie 19 latach, czuję się w nim jak w dużej rodzinie. Kiedy jest mi ciężko mogę zadzwonić do kolejnej mamy, która przeżywa podobne rozterki. Problem podzielony na dwa, jest dwa razy mniejszy. A nas jest ponad czterdzieści. Nasze dzieci mogą codziennie przebywać w Gminnym Centrum Dziennej Aktywności, gdzie mają profesjonalną opiekę i rehabilitację. I co najważniejsze opiekują się nami władze Gminy i kolejni dyrektorzy Szkoły w Łące. Dzięki funduszom PFRON w ramach PCPR w Rzeszowie, otrzymaliśmy komputer ze specjalistycznym oprogramowaniem. Teraz przed nami nauka tego oprogramowania. To będzie trudne, ale przecież przezwyciężyłyśmy już tyle trudności. A jak będę potrzebowała pomocy, to na pewno ją otrzymam. A w Stowarzyszeniu spotykamy się w soboty, jeździmy na wycieczki, dzielimy swoje radości i smutki. I może to okazać się dziwne, ale częściej są to radości.
Dziś chciałabym podziękować wszystkim, dzięki którym odnalazłam w chwilach trudnych, sens swojego życia. Danuta
sierpień rok 2011 roku
Paulinka zmarła nagle 6 września 2015 roku w wieku 29 lat. W naszym OGRODZIE MARZEŃ rośnie jej DRZEWO ŻYCIA. Danusia jest z nami.
MOJE OSIEMNASTE URODZINY
We wtorek, 20 czerwca bieżącego roku na wycieczce w Białce Tatrzańskiej odbyła się impreza z okazji moich osiemnastych urodzin. Tak naprawdę moje urodziny wypadają 22 czerwca, ale wycieczka była świetną okazją do tego, aby obejść je z całym stowarzyszeniem. Uroczystość miała miejsce na podwórku przy Willi Płazówce Białczańskiej, której właściciele są dla nas bardzo mili, bo dobrze nas znają, a to dlatego, że od 2015 r. stale do nich przyjeżdżamy. Kiedy usłyszeli o wydarzeniu, które było tak ważne dla nas wszystkich, a szczególnie dla mnie, odnieśli się do niego nad wyraz przychylnie. Nasza wspaniała szefowa, pani Teresa Tomaka zamówiła dla mnie cudowny tort. Był on czarno-bialy , pięknie udekorowany i widniał na nim napis ,,Osiemnaste urodziny Marleny”. Moja mama, którą z całego serca kocham kupiła do niego dwie świeczki. Uroczystość rozpoczynało odśpiewanie ,,Sto lat”. Była to dla mnie ogromna radość. Serce mi biło tak szybko, że nie sposób tego opisać. Niemniej szczęśliwa byłam kiedy zdmuchiwałam świeczki na torcie. A kiedy udało mi się to dość szybko wszyscy łącznie ze mną byli bardzo zadowoleni.
Kolejnym punktem imprezy było składanie życzeń. Kiedy wszyscy życzyli mi wszystkiego najlepszego obściskiwali, całowali i dawali prezenty, moje oczy promieniały szczerą radością, serce i dusza się radowały i rozpierała mnie bezgraniczna duma. Po wzruszających życzeniach nastąpiło jedzenie tortu. Każdy jego kęs napełniał mnie słodyczą, w której dało się wyczuć miłość jaką wszyscy chcieli mi przekazać. Było też picie szampana. Każdy jego łyk był dla mnie kroplą wielkiego szczęścia, które przelewałam z kubka do kielicha.
Kiedy nadeszła pora częstowania cukierkami, podchodząc do każdego i podstawiając torbę ze smakołykami, czułam się tak jakbym swoim szczęściem dzieliła się z innymi.
Po kolacji pojechaliśmy do kościoła na Bachledówce. Było to dla mnie ogromne przeżycie. Dostaliśmy śpiewniki. Wielką radością było dla mnie podziękowanie Bogu za te osiemnaście lat życia na tej pięknej Ziemi. A trzeba przyznać, że wiele przez te lata wiele przeżyłam chwil smutku i radości. Były chwile cierpienia, którego ludzie często unikają,
a przecież to właśnie ono prowadzi do pełni życia. Wiele też było ekstremalnych przeżyć tj. wejście na Gubałówkę, które kosztowało mnie wiele wysiłku, gdyż jestem prawie niewidoma. Ale oprócz tego wspomnieć trzeba o sukcesach, tych szkolnych
i pozaszkolnych. Niemniej cieszyłam się także z tego, że mogłam poprosić Go
o potrzebne łaski na resztę życia. Myślę, że gdyby mój tata żył byłby ze mnie dumny.
Po mszy odśpiewaliśmy dwie pieśni ,,Zapada zmrok” i ,,Matko szafarko łask”, których nie byłam w stanie śpiewać, gdyż łzy wzruszenia stanęły mi w oczach i gardle, tak bardzo przeżywałam odśpiewywanie tych utworów. Po wyjściu z kościoła weszliśmy do integracyjnej szkoły, która przyjmuje dzieci niepełnosprawne i z problemami życiowymi. Przyjęła nas pani, od której wyszła taka inicjatywa, gdyż ma autystycznego syna, dla którego ciężko było znaleźć szkołę aż w końcu trafił do tej, w której byliśmy, bo jego mama dzielnie o to walczyła. Kiedy usłyszałam tą historię uświadomiłam sobie, że jest ona podobna do mojej. Mnie też nie chciano przyjąć do szkoły w Stobiernej, bo uważano, że powinnam się uczyć w Krakowie, ale dzięki wstawiennictwu Matki Bożej udało się. Po jakimś czasie pani Teresa wspomniała o moich urodzinach, więc ta pani i jej córka złożyły mi życzenia i podarowały piękne korale i kolczyki mięciutkie w dotyku. Poczułam się doceniona i zauważona. Czułam jak z dumy rosną mi piórka. Mój kielich szczęścia był już wystarczająco napełniony, aczkolwiek pan kierowca wypełnił go aż po brzegi, bo gdy wsiadłam do autokaru włączył płytę z muzyką góralską, a do tego migające światła. Było bardzo wesoło. Poczułam się wyróżniona, bo bardzo lubię muzykę .
Dostałam mnóstwo wspaniałych prezentów, począwszy od jedzenia przez pantofle
z napisem ZAKOPANE, książki i inne drobiazgi, a skończywszy na płytach i odtwarzaczu MP3.Prezenty bardzo mnie ucieszyły. Zrobiło mi się ciepło na sercu po raz kolejny tego dnia.
Ale to nie koniec niespodzianek. Następnego dnia życzenia złożył mi właściciel wspomnianego pensjonatu, a jako prezent dał mi czekoladki Merci. Radości nie było końca. Wtedy usłyszałam w swym sercu głos Boga ,,Stało się. Zawsze marzyłaś aby być bardzo znana wśród ludzi. Spełniło się więc twoje kolejne marzenie”.
To wydarzenie wpłynęło na mnie bardzo korzystnie. Zrozumiałam, że bycie pełnoletnim wcale nie jest straszne tak jak kiedyś myślałam. Uświadomiłam sobie, że osiemnastka niewiele zmienia w moim życiu. Bo chociaż prawnie jestem dorosła to
i tak dla rodziny zawsze będę małą dziewczynką. Poza tym jestem tez dzieckiem Boga.
Marlena 22 czerwca 2017 r.